Apr 17, 2007

Święta w Szkocji

wiem, wiem juz dawno byly swieta. Ale jak juz pewnie caly swiat wie, bylam w Szkocji z Pawlem, potocznie zwanym Love. A ponieważ spędziliśmy 4 dni razem, to musieliśmy mieć tydzień przerwy. Zatem dopiero w niedziele wieczorem się z nim spotkałam, żeby wziąć plyte ze zdjęciami, żebyście mogli zobaczyć.

Podczas calej wycieczki Love sprawowal się bardzo ladnie (tylko czasem mnie denerwował). Wszystko zaplanowane i zabudżetowane :D:D:D. Najgorsza przygoda była rano jak tylko przyszliśmy na peron. Pociag był extra luksusowy i wygodny, ale okazalo się ze wszystkie miejsca są zarezerwowane. Love nie był Az taki bystrzak, żeby zarezerwowac nam siedzonka. Szybko się zrewanżował, bo przebiegl caly pociąg aż się za nim kurzyło, ale upolował nam ładne siedzonka. I już za 4 godziny i 41 minut byliśmy w Edynburgu – w Szkocji.


Szkoci uważają się za oddzielny kraj. Nie chcę mieć za wiele wspólnego z Anglikami (to mnie jakoś nie dziwi :P). Ta część Wielkiej Brytanii jest zdecydowanie ładniejsza – zielona, mniej zatłoczona, mniej zaśmiecona, uśmiechnięta. Rosną kwiaty, w parkach nie trzeba się przepychać, no i jak się staje na szkockim pagórku to czuje się taki fajny wiatr od Morza Północnego. A najśmieszniejsze są te owce i króliki wszędzie, wszędzie, wszędzie i trawa trawa trawa trawa trawa trawa trawa trawa trawa trawa …


Ze złych stron, to przychodzą mi do głowy tylko bezstresowo wychowane dzieci, które w wieku 15 lat palą papierosy i piją na ulicach a potem o 22.00 trzeba przeskakiwać kałuże z tego co im się już nie zmieściło w brzuchu … (ble)

Udało nam się bardzo dużo zobaczyć, może dlatego, że Love zamiast chodzić to biega jak japońska wycieczka. Ładne miejsce to fotka i lecimy dalej. Nie wspomnę o muzeum. jeśli obejście muzeum zajmuje więcej niż 10 min (a z reguły tak jest) to nie opłaca się wchodzić, bo Love będzie się nudził: zupełnie jak małe dziecko, albo będzie mu się chciało siku, albo pić albo jeść :)
Tak czy inaczej… w Edynburgu udało nam się wspiąć na górę z której widać całe miasto, zobaczyć zamek i posłuchać grajków grających na kobzach. No i oczywiście ludzi chodzących w kiltach. Widzieliśmy muzeum whisky i symulacje produkcji „szkockiej kraty”. Poza tym stare miasto (wpisane na listę UNESCO) jest pełne wąziutkich uliczek (szerokich na rozłożenie rąk), które często są schodkowe.



Obowiązkowym punktem wycieczki było Glasgow. Pojechaliśmy tam głównie w celach towarzyskich, bo Love chciał się spotkać z Laurą, która była razem z nami w CC a ja koniecznie chciałam się spotkać, na dawno umówioną herbatke u Łopatka!!!


Łopatek dzielnie studiuje w Szkocji i od czasu do czasu zajmuje się oprowadzaniem ziomków znajomków po Glasgow. Pokazał nam Uniwersytet, Katedrę oraz niesamowity cmentarz na wzgórzu (moim zdaniem tak samo piękny jak cmentarz na Rosie w Wilnie, chodź mniejszy i innego wyznania). Poza tym byliśmy również z Love nad rzeką, na targu w Glasgow i na zakupach (o zgrozo – kupowaliśmy rzeczy dla niego). Czułam się zupełnie jak na zakupach z Niewożewą i Arentem, ale w odróżnieniu od nich Love szybko się zdecydował.


Ostatni dzień podróży był chyba najprzyjemniejszy – pojechaliśmy nad morze!!! W St. Andrew’s było śliczne słońce, piaszczysta plaża, ruiny zamku – bajka. To małe miasteczko na północy słynie z tego, że tam narodził się golf, więc mimo, że wieje (żeby gorzej nie powiedziec… ) jak w Kieleckiem ludzie twardo chodzą z wózeczkami z kijami i w smiesznych spodniach i grają:-)
Nie starczy mi już czasu ani weny twórczej, żeby Wam opisać jak bardzo mi się podobało w Szkocji. Chyba najbardziej to, że nie jest taka bezosobowa jak Londyn. Polecam gorąco.

Apr 14, 2007

Plaża w środku miasta i Oxford Street

Londyn słynie z tego, ze ma najwięcej zielonych terenów w mieście. To może być prawdziwa wiadomość, bo są tu 3 ogromne parki (sądzę, ze wielkości Pól Mokotowskich w Warszawie) oraz mnóstwo różnych skwerków i parków.

Dziś w Londynie jest 23 stopnie i świeci słonce (właściwie świeciło). Żeby nie gnieść się w mieszkaniu, poszłam z koleżanką ze Słowenii na lunchyk i spacer do Regent's Park (piękne miejsce) Zauważyłam, że Brytyjczycy są absolutnie zagubieni, gdy przestaje padać deszcz i śnieg. Nagle wyciągają klapki, krótkie rękawki i wyglądają jak na promenadzie na Cote d'Azur. Dziś zaobserwowałam szczyt tej głupawki. Wczoraj było wiosennie: koszula do pracy, żakiet, jakiś szalik (bo raczej wieje) a dziś na ulicach: dziewczyny w topach i szortach, okulary słoneczne, słomkowe kapelusze i koniecznie japonki. Chłopaki wyglądali podobnie. W budkach z lodami kolejki kilometrowe. A w Regent's Parku - plaża!!! Ludzie na kocach i leżakach, zajadają się wyżej wymienionymi lodami i popijają piwo i oczywiście na grubo wcierają krem do opalania (mam nadzieję, że się nie spalą za bardzo :P)! Zaczynam się martwić co oni będą nosić i co robić jak będzie naprawdę gorąco??!! ... pewnie wybiorą się na Oxford Street ...

... tego chyba nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić. Jak widzę to ulicę to mam klaustrofobie. Z Regent's Park jest blisko do metra (Central Line, przy której mieszkam) i na Oxford Street są aż 3 stacje. Zatem postanowiłam się przejść. Gdy weszłam dziś z bocznej uliczki na Oxford Street poczułam się jakbym weszła w środek pielgrzymki idącej do Częstochowy albo innego marszu przeciwko Romanowi G. Serio - nie chcę przesadzać, ale widać dziki tłumy sunący w obie strony! Na ulicy jest permanentny korek (same taksówki i autobusy) i jak się stoi na przejściu , to nie widać, czy zapalił się już zielony ludzik, czy jeszcze nie, bo zasłaniają go 2-poziomowe autobusy. I z jednej strony bardzo chciałabym sobie pójść tam na zakupy i spędzić milo czas, ale idąc musisz mówić cały czas excuse me albo sorry. Średnio widzę sens. Za duże to miasto - a Oxford Street w szczególności odrzuca totalnym zatłoczeniem.
Moja koleżanka ze Slowenii powiedziała ze w całej Ljubljanie nie ma tyle ludzi (300.000) co na Oxford Street w sobotę o 15.00. Tak więc wszystkim maruderom mówiącym, ze w Galerii Mokotów i Arkadii jest pełno ludzi chce powiedzieć, że Wam zazdroszczę że jest tak pusto.

weekendowe zdroweczka
justyn.ka

Apr 13, 2007

jeden strzał, dwa gole!


Musze przyznac,  ze nie bylam gotowa na hurtowe bycie CIOCIĄ. Fakty 
jednak mówią same za siebie ... w 2007 roku bede potrojna :-) Kilka dni przed swietami moja siostra urodzila slicznego synka - Konrada. Czekam tylko  na date chrztu, super bedzie ze mnie "matka chrzestna" ;-)

Poza tym dzisiejszy hit!!! No moze nie taki hit, bo juz byly domysly (kazali mi siedziec ciiicho). Tak czy inaczej - Beatka i Jacek będą mieli BLIŹNIAKI!!! Nastepna gwiazdka juz w powiększonym składzie :-)





Az nie moge do dzis w to uwierzyć, dopiero bawiliśmy się na weselu no i przeciez tak niedawno siedziałyśmy w jednej ławce w L.O. A teraz bedzie mamą!!! I to podwójną. Juz sie nie moge doczekać... jak bede kupować zabawki i śpioszki dla dzieciaczków :-) całej trojki!

Tymczasem trzymam kciuki za super mamy, te świezo upieczone i te które narazie widzą swoje skarby na USG :-)

ciocia justyna


Apr 12, 2007

wiosna ... przynosi wiecej ludzi do Londynu


W Londynie zaczela sie wiosna. Moje okno wyglada na uliczke, ktora kojarzy mi sie z filmem "Masz wiadomość" z Meg Ryan i Tomem Hanksem. Takie domki w Nowym Jorku ustawione w szereg - a na koncu ulicy stoi kosciol, z wielkim zegarem, ktory przypomina mi rano, ze juz powinnam isc do pracy. Przed domkami rosna drzewa - w pelni zakwiecone na rozowo i bialo no i oczywiscie zielono. Dzis nawet wpadlam w nastroj kupienia zoltych zonkili do swojego pokoju. Niestety kwiaty w Tesco nie naleza do najpiekniejszych i nigdy nie wygraja z tymi, ktore mozna kupic przy Hali Mirowskiej w Warszawie, ale zawsze to troche wiosny.

Londyn jako miasto slynace z najwiekszej ilosci zieleni w miescie zaczyna sie robic bardzo ladny. Parki wygladaja olsniewajaco i zazdroszcze tym, ktorzy pracuja przy Hyde Parku albo Regent's Parku i teraz moga sobie wychodzic na godzinny lunch na slonce. No coz nie mozna miec wszystkiego. Slough (moja miescinka 15 min pociagiem od Londynu, w ktorej pracuje) nie jest zbyt atrakcyjne ... kolega z pracy dzis nawet powiedzial, ze on woli zime w Slough bo jak wychodzi z pracy, to jest ciemno i juz nic nie widac :-)

Wiosna spowodowala rowniez wysyp ludzi na ulice. Codziennie mam wrazenie ze jest ich wiecej! Nie jestem w stanie sobie wyobrazic jak przyjada tu studenci, ktorzy beda sprzedawac kawe, lody i kebaby. I te tlumy turystow. Ze swojej stacji do pociagu jade metrem 8 min. Potem zeby wyjsc z metra i dostac sie do pociagu kolejne 4 min. A jak przyjeda dwa pociagi metra to juz nie ma mowy o szybkim przedostaniu sie przez bramki. Dlatego zaczyna mnie przerazac mysl co bedzie sie dzialo juz za 2 miesiace.

W tym tygodniu znowu zaliczylam kilka punktow wycieczki: zobaczylam Big Bena z bliska i slyszalam jak ladnie dzwonil, przejechalam sie double-deck auotbusem (niestety na dole, bo jechalam 2 przystanki i mialam 3 siaty zakupów) no i odkrylam kolejny sklep.

Zgodnie z moja teoria, ze kosmetyki nie maja rozmiarow i pasuja na wszystkich udalo sie upolowac bardzo przyjemny sklep. The Body Shop. Od razu oczywiscie wypatrzylam karte fun clubu, ktora przy kazdym zakupie pozwala na 10% znizki.
A poza tym przy 5 zakupie na prezent za 5 £ a przy 10 zakupie prezent za 10 £. Aha i jak sie stawie tam w dniu urodzin to kolejny prezent za 5 £.
MAcus by mnie zrozumial - te chwyty marketingowe ;-)

I jeszcze dwa zdania w klimacie silkowo-basenowo-fitnesowym. Taki jest cel ostateczny. Zamierzam powrócic do korzeni :-) I bynajmniej nie mowie o wlosach blond :-)




wiosenne buziaki

Apr 5, 2007

!!!WESOŁYCH ŚWIĄT!!!



Wesołego królika,

Co po stole bryka,

Spokoju świętego

I czasu wolnego,

Życia zabawnego

W jaja bogatego


Wszystkiego najlepszego!




P.S. Ja jestem w Szkocji z Love :-) u Łopatka na herbatce, buziaki