Jul 15, 2007

Odliczanie się zaczęło.

Yep, przykro mi stwierdzić, ale okazuje się że zostało mi tu już bardzo mało czasu … 6 tygodni. Pamiętam moment przyjazdu jak dziś i te początkowe stresy, a teraz średnio sobie wyobrażam powrót do domu. Bardzo polubiłam to miejsce: za to że jest w nim życie, za to że mam super pracę, w której spotykam się z niebywale inteligentnymi i znającymi się „na rzeczy” ludźmi. No ale nie o tym … bo znowu się zamyślę nad +/- i spędzę kolejny dzień na kombinowaniu co zrobić!

Ostatnio wdrożyłam w życie kilka planów.
Po pierwsze wzięłam się porządnie za pisanie pracy magisterskiej. Uznałam, że już czas. Przy marzeniach zostania „szefem wszystkich szefów” wielkich podróży i sukcesów zawodowych, brak jakiegokolwiek tytułu staje się niestety wąskim gardłem. Tak więc piszę, tworzę i czytam. Mam ambitny plan na stworzenie owego dzieła do końca lipca. W sam raz super prezent na urodziny!

Po drugie przystąpiłam do kolejnego etapu swoich ćwiczeń na siłowni. Trafiłam ostatnim razem na super trenera, który dał mi taki trening, co wyciska siódme poty a dodatkowo cudownie rzeźbi figurę. Jest masakrycznie wycieńczający. W środę nie mogłam nawet podnieść ręki żeby otworzyć drzwi do domu. Trener kazał mi robić pompki! Nie wyobrażałam sobie że umiem zrobić aż 7 regularnych pompek! Czuje się jak żołnierz :D
I tak 3-4 razy w tygodniu! Pod tym względem zaliczam Londyn do wielkiego sukcesu – osobistego! Do Kate Moss może jeszcze trochę mi brakuje, ale cóż … nie od razu Rzym zbudowali!

Kolejną nowością w moim życiu jest Facebook :) Broniłam się jak mogłam, żeby się nie zapisywać – wykasowałam kilkanaście zaproszeń, które dostałam wcześniej. Jakoś mnie denerwują te portale zabawki! No ale już jak zobaczyłam zaproszenie na Facbooka przychodzące na moją skrzynkę w pracy, to powiedziałam sobie że może fakt – nie wzbraniajmy się więcej i się zapisałam. Mogę się poszczycić ładnymi zdjęciami (tak tak, Love je zrobił) i 17 znajomymi hehehe. Jednak zgodnie z oczekiwaniami nie jest to moja główna rozrywka. W UK ludzie mają z tego wielki ubaw i niektórzy już podobno uznają to za swój główny sposób komunikacji ze znajomymi :)

Poza tym z wydarzeń aktualnych to mieliśmy w Londynie rocznicę zamachów bombowych i nawet znaleziono klika w mieście. W metrze co chwilę zamykali jakąś stację ze względu na podejrzane bagaże lub ludzi. Niemniej jednak bardzo podobało mi się podejście mieszkańców Londynu do kwestii ewentualnego zamachu. Nie dają się zwariować, nie panikują i nie siedzą w domach. No może oprócz Love, który stwierdził, że metrem to on jeździł nie będzie! Tak czy inaczej, żyję, na razie nic mnie nie wysadziło i dodatkowo dało do myślenia, że trzeba być gotowym zawsze i wszędzie …

Poniżej- kilka zdjęć z ostatnich dni:



Buziaki!
wciąż niezdecydowana
j.

Jul 1, 2007

I’m bringing sexy back …




Nie pisałam znowu długo, bo działo się tyle rzeczy, a ja żeby napisać mądrego (no dobra, przynajmniej minimalnie interesującego) posta musze znaleźć trochę wolnego czasu i spokojnie przetrawić co się tutaj dzieje.

Zatem … w odwiedzinach byli u mnie rodzice. Z rodzicami … różnie bywa – najczęściej nietoperze (jak mówi Cebulka): nie widza, nie słyszą a się czepiają. Troszkę się tylko wpisywali w ten opis, bo w większości było bardzo miło. Ze względu, że mama i tata są doświadczonymi podróżnikami, to dokladnie wiedzieli co chcą obejrzeć, gdzie pójść na spacer, co zjeść i czego się napić. Muszę przyznać, że od tej strony nigdy nie odkrywałam jeszcze Londynu. Dlatego tez jestem bardzo zadowolona że tu przyjechali. Również dlatego mogłam z nimi pobyć, bo w domu kochane ziomki znajomki nie pozwoliły siedzieć z mama i tata przed telewizorem.
Nawet Liso zdecydowała się na ryzykowne spedzenie caaalego dnia z moimi rodzicami. Mama była szczesliwa, bo miał jej kto słuchać :-) Lisek uratowal mnie i tate przed kolejnymi historiami mamy (które przeciez i tak znamy na pamiec). Tata tez był szczęśliwy, bo Liso była super kompanem na fajke i do piwka!

Ponadto – w końcu nadeszło długo oczekiwane Boat Party! W piątkowy wieczór wsiedliśmy na statek, który pływał po Tamizie przez 4 godziny. My w eleganckich strojach popijaliśmy drinki oglądając najladniejsze miejsca w Londynie. To zupełnie inne uczucie przepłynąc po Tower Bridge niż zobaczyć go z brzegu. Albo widok na Canary Warf. Codziennie tętniąca życiem dzielnica biznesowo-finansowo; wieczorem wielkie budynki i świecące się na szczytach logotypy.




W pracy zrobiło się troche smutno, bo odeszła Trisha. Najfajniejsza osoba, która wnosiła bardzo dużo życia i uśmiechu do mojego działu, który w ciągłym nawale pracy umie mówić: Good Morning, I have a question oraz Lunch? No cóz … rozumiem ją jednak – tęskniła za domem. A lot do Australii nie jest tak latwy jak lot do Polski. Powieje teraz nam nudą troszeczke. Jedyny pozytyw jest taki, że zyskałam nowe biurko (bliżej mojego menago), które ma widok na nic innego jak na zamek Królowej Elżbiety w Windsorze. Jaka mi sąsiadka się trafiła :-)?

Tymczasem, muszę powiedzieć, że zyskałam parę fajnych znajomych w Londynie. Będzie fajnie mieć potem przyjaciol z całego świata … chociaż nie zdziwię się jeśli część postanowi zostać tu na stałe, lub przynajmniej na jakiś dłuższy czas.

Ja tymczasem postanowiłam zaniechać obiecywania w każdym poście że wrócę lub nie :/ Wczoraj Manish, kolega praktykant :-), powiedział, że skoro przyjechaliśmy razem tego samego dnia na praktykę, nie mogę go zostawić samego – jak on zostaje na 1,5 roku. Z drugiej strony chciałabym już powiedzieć: odchodzę, odchodzę, odchodzę. Nie wiem jaka będzie ta ostateczna decyzja i powiem … ale 31 sierpnia, gdy już będę spakowana!

Dzis wiem tylko jedno – niezależnie od tego co postanowię – moje życie się zmieniło!

Ściskam gorąco!

Justyn.ka