May 9, 2007

no i po wiosnie...

... w Londynie zrobilo sie znowu smutno: wieje wiatr, jest zimno i znowu niczym z bollywodzkiego filmu czasem slonce czasem deszcz (raczej deszcz). Kaloryfery znowu poszly w ruch i trzeba owijac szyje szalikiem. Pan w BBC, ktory codziennie z usmiechem na twarzy mowi: "It may or may not rain. Have a nice day!" ostatnimi czasy ma racje :-)

No ale coz - trzymamy kciuki za poprawe pogody wkrotce.

Niedawno stala sie wielka tragedia, dlatego, ze moj komputerek sie zepsul. Ci ktorzy mnie znaja lepiej wiedza, ze komputera z internetem potrzebuje bardziej niz kawy i fajeczki :-) No ale poniewaz nie mozna bylo siadac i sie zalamywac dzielnie przynioslam do domu komputer z pracy (ktory jest super lekki) super go shakowalam i dzieki temu mam lacznosc ze swiatem :-)

A propos papierosow - musze przyznac - ze palenie rzucilo sie samo. Z Polski przywiozlam 2,5 paczki a na polce lezy caly czas jeszcze 1,5 paczki! Duzo ludzi mowilo ze rzuce tu palenie, ale raczej z powodu cen, ja raczej chyba rzucilam z braku towarzystwa do fajeczki. I to chyba dobrze, bo w tej sytuacji moge stwierdzic ... ze nawet nigdy nie musialam palic :-)

Ostatnimi czasy (poniewaz byl Bank Holiday) odkrylam osobiscie i po raz kolejny uroki typowego Brytyjskiego pubu. Bardzo mi sie podoba ta instytucja!!! Jest glosno, nie dlatego ze po uszach wali jakas niby super-muzyka, ale dlatego, ze ludzie rozmawiaja, smieja sie i nawet spiewaja ... oczywiscie zeby postawic piwko nalezalo skorzystac z poleczki, ktora jest przykrecona do wszystkich scian w pubie. Po przebiciu sie przez kolejke do baru (oczywiscie) do wyboru jest ok. 8 kranikow z dobrym piwem, do ktorego w szanujacych sie pubach nikt nie dolewa wody (albo przynajmniej nie tyle). W takich miejscach nie ma tez wyfikowanych 14-latek, ktore chodza po ulicach polnagie, nie ma tez zadnych awantur i bijatyk. O 12.00 szanujace sie miejsce zostaje zamkniete (zanim wszyscy sie zniszcza i zasyfia cale miejsce) wytrwali ida dalej imprezowac, a reszta kulturalnie udaje sie do metra, autobusow etc. Jak dla mnie 5+ dla Angli za puby :-)

No i musze przyznac, ze Bank Holiday i poprzedni tydzien doprowadzily mnie do ruiny finansowej: zakupy, zakupy, zakupy. W ten weekend zostaje w domu i jedyne gdzie moge isc to spacer w parku, silka, i warzywniak za rogiem :-)

Pozdrawiam goraco i z radoscia informuje, ze minely 2 miesiace odkad jestem w UK i czuje sie w stopniu zaawansowanym wkomponowana w to miejsce!

buziaki,

j.

3 comments:

Pawel said...

Love, wszystko jest correct :) Pierwszy raz nie opowiadasz bajek :)

MAcus said...

No widac ze konkret UK. Co do tego deszczu to nie martw sie - tutaj albo beda zanieczyszczenia albo nie :P

Pozdrowienia ze slonecznej Italii gdzie temperatura nie smie spasc ponizej 23.

Anonymous said...

Hey, to tak lubisz pisac. Pamietam Londyn z przed szesciu lat i marze aby tam wrocic, studiowac ..:) w dalszym ciagu jednak nie moge sie zebrac na odwage, aby tam wrocic, bo Stanow nie zobaczylam, caly czas ktos tu "podklada noge" i nie jest fajnie ---))) po historycznej katastrofie. I tak mi sie chce zwiedzic Stany, a zdrugiej strony na jedno kiwnicie palce, jestem w Londynie, gdzie w koncu mozna zyc..jak moja kolezanka, ktora przyjechala do mnie, kiedy ja wyjezdzalam do Polski na moje pierwsze studia, ktorych i tak nie chcialam, bo od dziecka myslalam o innych. I tak to bywa - los Polakow naszych po calym swiecie..ty wspominasz Cevin Klein, a on dla mnie tu jest na najnizszych szczebelkach, ekonomia niby lepsz, a jednach iluzja "in a prioson".
Moj link do myspace ma problem, wiec jeski chcialbys, wysle ci go pozniej.
Pozdrawiam i mam nadzieje - do uslyszenia!