Zacznijmy od tego, ze byla sliiiczna pogoda! Liso przyjechala w piatek ze swojego malowniczego Bialegostoku (eng. Basingstoke), poszlysmy kulturalnie wspierac nasza druzyne w meczu z Brazylia. Tzn. przyznam bez bicia, ze zauwazylam tylko tego jednego gola, ktorego strzelila nam Brazylia na sam koniec, bo stalam w kolejeczce po piwko (na druga nozke). No ale na meczyku bylam - zaliczone.
W sobote odbylysmy super wycieczke nad Tamize (piffko of kors) - poplotkowalysmy w nadrzecznym pubie z widokiem na rzeke, London Eye i Big Bena. No i wreszcie odkrylam prawdziwy urok Trafalgar Square. Niby takie miejsce w samym centrum, ale jak juz sie usadzilam na schodach przed National Gallery albo na fontannie to tak fajnie i spokojnie i wydaje sie ze te wszystkie taksowki i autobusy jezdza cicho i daleko :-)
Liso przesiedziala pol wakacji na Trafalgar Square jak byla w Londynie kilka lat temu.
W niedziele bylo oczywiscie znowu piweczko, zdjecia w Regent's Parku i odchamianie sie w National Gallery (sie tylko zdenerwowalam, ze zamkneli pokoje Van Gogh'a i Moneta).
Dzieki sponsorowanemu aparatowi mamy sliczne foteczki :-)
Soryyyy - nie ma jak ziomek super ziomek do piweczka, zwiedzania i foteczek i jak sie okazuje rowniez do odchudzania ... trzeba bedzie jeszcze zadecydowac pomiedzy ziolkami a piwkiem :-) ale to moze innym razem ... :-)
buziaki przesylam i wylaczam sie na kilka dni ... z czytelnikami spotkam sie w kraju :-)
J.
No comments:
Post a Comment